Recenzja filmu

Koniec świata czyli Kogel Mogel 4 (2022)
Anna Wieczur
Nikodem Rozbicki
Aleksandra Hamkało

Od tej miłości to człowiek całkiem głupieje

Swojski i prosty, lecz bezpretensjonalny humor z pierwszych dwóch części filmu odszedł w zapomnienie. Podobnie zresztą jak czasy świetności państwa Wolańskich. To, co powinno nas śmieszyć,
Jest kilka rzeczy, które mogą nas w nowym "Koglu moglu" zaskoczyć: Dorota Stalińska potrafi zrobić szpagat, bohater Nikodema Rozbickiego ma obsesję na punkcie "Przygód psa Cywila", a wszystkie zakochane pary przed trzydziestką w Polsce marzą o ślubie. Od pierwszej części "Kogla Mogla" minęły już 34 lata i wydawać by się mogło, że stare obyczaje dawno odeszły do lamusa. W końcu czasy się zmieniły: ksiądz jeździ na ostatnie namaszczenie elektryczną hulajnogą, na wiejskich rozdrożach zamiast gospodarstw stawia się wielkie rezydencje, a wczesne zamążpójście nie jest gwarantem życiowego sukcesu. W "Koniec świata, czyli Kogel Mogel 4" ta prowincjonalna mentalność wciąż ma się świetnie: ślub cementuje uczucie między partnerami, a większości rzeczy nadal "nie wypada". W końcu co pomyślą wścibscy sąsiedzi? 

Filmowa opowieść jest prosta jak budowa cepa – i jest to jeszcze prostszy cep niż ten z 2019 roku. Marcin Zawada (młodociany syn Kasi) oraz Agnieszka Wolańska (córka Pana Wolańskiego) pozostają  materiałem skrojonym na młodą parę (Rozbicki i Aleksandra Hamkało grają bohaterów, który każdy z nas zna; są nierozłączni i infantylni, przez co obserwowanie ich wzlotów i upadków przypomina picie przesłodzonej herbaty). W ogromie słodyczy pojawia się jednak gorzka nuta – na usłanej różami drodze do ołtarza staje dawny grzeszek z przeszłości Marcina. Intryga zawiązuje się wokół żądnej zemsty urzędniczki budowlanej – Bożenki (Anna Mucha), która w wyniku banalnej pomyłki gotowa jest zniszczyć Marcinowi życie. 

Jaki kraj, taka Sharon Stone. Mucha w roli prowincjonalnej femme fatale stoi na czele korowodu przerysowanych do bólu postaci – jej Bożenka to zlepek stereotypów (dotyczących głównie "niestabilnych psychicznie wariatek") oraz chodzący pogrzebany potencjał. Na drugim planie mamy wątek niedojrzałego Piotrusia (Maciej Zakościelny), jego zakochanej w pstrokaciźnie żony Marleny (Katarzyna Skrzynecka) oraz przebojowej teściowej (Dorota Stalińska), która właśnie wróciła ze Stanów. Skrzynecka i Stalińska są jak barwne papugi, które wciąż powtarzają skrzekliwym głosem zasłyszane kwestie – są tak oderwane od jakichkolwiek realiów, że nawet ciężar złotej biżuterii nie sprowadza ich na ziemię. Do tego dochodzi nieudolne mieszanie polskich dialogów z angielskimi kalkami. Przerysowany styl mówienia Stalińskiej byłby nawet zabawny, gdyby nie to, że każde słowo wypowiedziane przez nią "in englisz" zostaje błyskawicznie przetłumaczone na polski. Tak jakby twórczynie obawiały się, że widzowie nieznający angielskiego nie wychwycą z kontekstu znaczenia danego słowa. Na przykład słowa "wedding". Albo "husband".

W rezydencji Piotrusia i Marlenki Wolańskich też po staremu. Kicz osiąga stratosferę – tygrysie paski idą w parze z lamparcimi cętkami, a pawie pióra z błyszczącymi cekinami. W bogatej willi nie brakuje służby, krytego basenu oraz dwóch dogów niemieckich ze złotymi łańcuchami. Jarmarczna estetyka kłuje w oczy, choć to już kwestia gustu – karykatura jest w "Koglu Moglu" zapewnie celowa. Scenarzystka Ilona Łepkowska oraz reżyserka Anna Wieczur-Bluszcz starają się iść z duchem czasu, wpuszczając do świata Wolańskich i Zawadów trochę świeżości. Między bohaterami pojawiają się dyskusje o poprawności politycznej, postać Stalińskiej szuka męża przez internetową aplikację randkową, zaś wśród bohaterów nie brakuje spełnionej w związku lesbijskim, policjantki z Grabowa, Iwony. Mimo że jej relacja z partnerką pozostaje nieistotna w kontekście głównego wątku fabuły, wpisuje się idealnie we wspierającą i normalizującą związki jednopłciowe narrację. 

Niewątpliwą perełką aktorską jest w filmie Karol Strasburger – ucharakteryzowany na zamożnego eleganckiego gentlemana w jednej krótkiej chwili kradnie spojrzenia wszystkich kobiet, w tym charyzmatycznej Barbary Wolańskiej. Wiadomo, że kultowa postać Ewy Kasprzyk już nie raz była spełnioną obietnicą niezłej komedii. Niestety w czwartej części serii potraktowano ją po macoszemu – jakby na jakąkolwiek trajektorię tej postaci zabrakło czasu i miejsca. Mieszane uczucia budzi postać Mariana Opani, który w roli przestarzałego "kowboja" nie przepuści żadnej kobiecie. W teorii jego postać miała bawić. W praktyce – odpycha, ponieważ cała ekranowa aktywność bohatera sprowadza się do niestosownego komentowania biustu Anny Muchy (dość powiedzieć, że to uśredniony poziom humoru w "Koglu Moglu 4"). Film składa również symboliczny hołd aktorom, którzy ostatni raz pojawili się na wielkim ekranie – zarówno Katarzynie Łaniewskiej oraz Pawłowi Nowiszowi, jak i Jerzemu Turkowi czy Dariuszowi Siatkowskiemu, którzy odeszli na długie lata przed powrotem "Kogla Mogla". Dlatego fani popularnej serii zapewne ucieszą się na widok znanych i lubianych postaci – zaradnej Kasi, nieco gapiowatego, lecz elokwentnego profesora Mariana Wolańskiego czy poczciwej i wiecznie zatroskanej pani Solskiej.

Swojski i prosty, lecz bezpretensjonalny humor z pierwszych dwóch części filmu odszedł w zapomnienie. Podobnie zresztą jak czasy świetności państwa Wolańskich. To, co powinno nas śmieszyć, wprawia w dyskomfort. To, co powinno wzruszać, najczęściej żenuje. Nagie pośladki i głębokie dekolty to wyżyny komedii, z oderwanymi od rzeczywistości bohaterami trudno się utożsamić, zaś wątek ślubu jako leku na całe zło jest zwyczajnie absurdalny. Być może dlatego, oglądając "Kogel Mogel 4", tak trudno poczuć iskrę nostalgii. 
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones